Wingsuit – być wolnym jak ptak…

Od zarania dziejów ludzkim marzeniem było latanie. Na szczęście, żyjemy w takich czasach, w których nasze sny mogą się w końcu spełnić. Wszystko za sprawą niepozornie wyglądającego kombinezonu. Wingsuit flying to dość nowy, ale na pewno rewolucyjny sport ekstremalny. Na czym polega? Po prostu, wchodzisz na skałę czy górę, i lecisz!

Pierwsze próby latania w wingsuicie miały miejsce już w latach ‘30 poprzedniego wieku. Amerykanin Rex G. Finney próbował wtedy swoich sił w kostiumie zbudowanym z płótna, drewna, jedwabiu, stali i kości wieloryba. Jednak taki wingsuit nie prezentował się zbyt bezpiecznie, więc w kolejnych latach trwały prace nad ulepszeniem pomysłu.

Przełom nastąpił w latach ‘90, kiedy to Patrick DeGayardon wynalazł nowoczesny wingsuit. Mężczyzna jednak nie miał szczęścia, gdyż zginął wypróbowując jeszcze bardziej zmodernizowany przez siebie kostium. Obecnie produkowane wingsuity są inspirowane pomysłami Sammy’ego Poppova i Chucka Da Kinne Raggsa, którzy swoje wynalazki z powodzeniem wypróbowali lecąc obok siebie w Quincy w stanie Illinois. Nigdy ich jednak nie opatentowali. Zrobili to Jari Kuosma i Robert Pečnik zakładając firmę Bird-Man International, która działa do dziś.

Osoby uprawiające wingsuit flying często nazywane są “latającymi wiewiórkami”. Nie bez powodu, gdyż sam kostium jest inspirowany właśnie jedynym gatunkiem wiewiórki, która potrafi latać – polatuchą. Wiewiórka ma tzw. błony lotne, które umożliwiają jej przelecenie nawet 50 metrów. Do XIX w. można ją było zobaczyć w Polsce.

Jak to działa?

Kombinezon, który zakładasz, ma za zadanie zmniejszyć pionową prędkość spadania, a zwiększyć poziomą. Prościej mówiąc, zamiast od razu spaść w dół, pokonujesz spory kawałek nieba, stopniowo obniżając lot, lecąc ze średnią prędkością 160 km/h. Sam kostium jest wykonany ze specjalnego materiału z trzema membranami, jednej między nogami i dwoma między tułowiem i rękami. Membrany mają wloty powietrza, dzięki czemu w locie się pompują. Szkieletem kombinezonu jest twoje ciało. Typowy wingsuit ma 3 membrany, chociaż istnieje tzw. mono-wing (dla profesjonalistów). Wtedy kostium jest jednym wielkim skrzydłem. Przez taką budowę kombinezonu opadając o 1 metr, pokonasz odcinek o długości 2,5 metra. Czyli skacząc z góry o wysokości 2000 m n.p.m. przelecisz około 5 km.

Uprawiając wingsuit flying musisz mieć ze sobą kask i przede wszystkim spadochron, inaczej nie wylądujesz bezpiecznie. Co prawda niektórzy ludzie już eksperymentują z lądowaniem bez spadochronu, jednak na razie tylko jednej osobie się to udało.

Od czego zacząć?

Od skoków ze spadochronem. Żeby latać w wingsuicie, wcześniej trzeba skoczyć minimalnie 200 razy w ciągu 18 miesięcy. Należy mieć również świadectwo kwalifikacji skoczka spadochronowego. Aby je otrzymać trzeba mieć skończone 18 lat i zdać egzamin. Warto również zainwestować we własny spadochron, bo organizatorzy wingsuit flying często go wymagają.

Wymagania być może są rygorystyczne, ale nie bez powodu. Wingsuit flying, mimo że ekscytujący, jest jednym z najbardziej niebezpiecznych sportów ekstremalnych. Wielu doświadczonych skoczków poniosło śmierć podczas latania. W 2003 roku Dwain Weston, mistrz świata w BASE jumpingu, zginął uderzając o balustradę, kiedy próbował przelecieć nad mostem Royal Gorge w Colorado. W sierpniu 2013 roku zmarł Alvaro Bulto, zawodowy wingsuiter, który zahaczył o urwisko i nawet nie zdążył otworzyć spadochronu. Głośny był również przypadek z października ubiegłego roku. Węgierski skoczek, Viktor Kovats, stracił życie podczas próbnego lotu w Chinach, gdy przygotowywał się do mistrzostw świata BASE jumpingu i wingsuit flyingu.

Gdzie latać?

Żeby korzystać z uroków latania, potrzebne jest odpowiednie miejsce. Musi to być urwisko lub góra o stromym zboczu. Takie warunki są niezbędne do poprawnego wystartowania i osiągnięcia prędkości. Trzeba mieć także dużo miejsca, aby przy lądowaniu móc otworzyć spadochron. Wybierając teren do latania należy się upewnić, że wiatr jest bardzo słaby albo nie wieje wcale, gdyż wietrzna pogoda podczas wingsuit flyingu jest bardzo niebezpieczna.

A może odrzutowy wingsuit?

Od kilku lat trwają prace nad wingsuitem z silnikiem odrzutowym. Taki kostium ma wyglądać następująco: do nóg zostałyby doczepione niewielkie silniki. Testy z tak zasilanym wingsuitem zostały przeprowadzone już w 2005 roku, kiedy to Visa Parviainen wyskoczył z balonu na gorące powietrze i przez 30 sekund w ogóle nie stracił wysokości. W wersji bardziej zaawansowanej, strój posiadałby wingpack z silnikiem w środku, który pozwoliłby na osiągnięcie jeszcze większej prędkości i lepszego utrzymania wysokości bez wydzielania trujących spalin. Przekonał się o tym Christian Stadler, który w 2007 roku dokonał udanego pierwszego lotu w takim kostiumie, osiągając prędkość ponad 255 km/h.

Tak więc, drogi czytelniku, teraz już wiesz co i jak, więc do dzieła!

Autor: Katarzyna Sobańska