Korea w samotnej podróży

Wydawać by sie mogło, że tak nowoczesny kraj, jakim staje sie Korea nie będzie sprawiał problemów językowych… Nic bardziej mylnego. Radzę również sprawdzić dokładnie czy karta kredytowa na pewno będzie działała w sklepach i restauracjach… Moja, pomimo zapewnień banku nie była akceptowalna…. a międzynarodowe bankomaty nie znajdują sie za każdym rogiem…

Seul


Z pośród odwiedzonych przeze mnie miejsc Bukchon okazało sie najbardziej fascynującym. Ta historyczna dzielnica ponad 16mln miasta jest wciąż miejscem zamieszkania wielu ludzi! Stare domy, utrzymane w bardzo rożnym stanie stapiają się z nowoczesnymi budynkami tworząc niezwykłą mozaikę dziedzictwa kulturowo-historycznego. Mentalność ludzi także wydaje sie lawirować pomiędzy tradycją i nowoczesnością… Z jednej strony wchodząc do domu, zostawiamy buty, witamy sie ze starszymi… z drugiej… w metrach praktycznie każdy (i to nie tylko młody!) nie widzi nic poza ekranem swojego smartfonu.

Podczas spaceru historycznymi ulicami można było wziąć udział we wielu warsztatach artystycznych, takich jak malowanie tradycyjnych kartek, czy plecionki, lub przymierzyć hanbok, tradycyjny strój koreański. Przy jednej z uliczek znajduje się również muzeum sztuki. Zaaranżowano tam historyczna salę lekcyjną (do której można wejść po oczywistym ściągnięciu butów) oraz 3 pomieszczenia z dziełami sztuki z Tybetu, Chin, Korei. Na piętrze znajduje się herbaciarnia z małym balkonem pozwalającym cieszyć oczy przepięknymi widokami.

Historyczne budynki wcisnięte między nowoczesne budowle z kościołem katolickim w tle.

Drugim miejscem, który mnie zafascynował był pałac Gyeongbokgung, pierwszy kompleks pałacowy wybudowany za czasów dynastii Joseon. Skansen pokrywa ogromna powierzchnie w samym centrum stolicy, a za jego murami można dojrzeć tzw. Niebieski Dom, parlament i miejsce zamieszkania prezydenta.

Wieża w skansenie pałacu GyeongbokgungWarto przyjść do pałacu w trakcie trwania oficjalnej zmiany wartowników w strojach z epoki (11:00,14:00, 16:00) – to na prawdę imponujące widowisko. Panowie ze stoickim spokojem na twarzy znoszą także fotografowanie sie u ich boku.

Będąc w skansenie warto odwiedzić Muzeum Folkloru, w którym można zapoznać się bliżej z kulturą i historią Korei Południowej.

Historyczne ubranie deszczowe. Muzeum Folkoru.Ostatnimi budynkami w skansenie są domy, restauracje… i tramwaj z lat 70tych… przenoszące odwiedzających do trochę bliższych czasów. Ta ciekawa aranżacja wzbogaca wiedzę, z jaką wychodzi się po zwiedzeniu kompleksu.


Na przeciwko głównej bramy wejścia do kompleksu pałacowego znajduje się skwer Gwanghwamun z pomnikami 2 najbardziej respektowanych osób w Korei: króla Sejong oraz wielkiego admirała Yi Sun-shin. W pobliżu znajduje się również warte odwiedzenia (bezpłatne) muzeum języka koreańskiego. Oprócz historii powstania języka oraz możliwości chwycenia pędzla i napisania swojego imienia, znajduje sie krzesło króla (oczywiście bez butów) można usiąść, oraz wiele informacji i reprodukcji związanych z bitwą morską i admirałem Yi Sun-shin. Warto poczekać również na film 4D (z angielskimi napisami) przedstawiający słynną bitwę morską z Japończykami przy użyciu po raz pierwszy skonstruowanych statków – żółwi.

Miejscem, o którym nie można zapomnieć jest Itaewon, opisywany w przewodnikach jako inny, egzotyczny świat w centrum Seulu. Dzielnica ta jest centrum miejskim wypełnionym międzykulturową atmosferą (wliczając w to muzułmańskie i katolickie świątynie). W centrum handlowym w każdy piątek odbywają się krótkie koncerty tradycyjnej muzyki (w kostiumach z epoki). Obok postawiono pianino z notatką zapraszającą do grania. Ten tak niespotykany gest prawie skusił mnie do spróbowania własnych sił, lecz zmarznięte wieczorem dłonie zdecydowanie odmówiły posłuszeństwa.

Idąc ulicami tej dzielnicy miniemy mnóstwo straganów z pamiątkami oraz ulicznymi przekąskami, takimi jak ostre ciasteczka ryżowe tteokbokki. Ze słodkich przysmaków ja zakochałam sie w gofrach ryżowych posmarowanych serem i miodem.      W trakcie spaceru po ulicach Itaewon zupełnie zaskoczył mnie praktyczny brak publicznych koszów na śmieci. Uliczne jedzenie podawane jest najczęściej nabite na patyki… szukanie jakiegokolwiek pojemnika na śmieci denerwuje nawet samych Koreańczyków…. mnie bardzo zszokowało…. może dlatego że miasto wyglądało na czyste…

Wieczorem przewodniki turystyczne polecają odwiedzenie wieży Namsan, z której rozpościera sie panorama na ogromny Seul. Ta atrakcja znajdująca się w czołówce miejsc turystycznych nie zrobiła na mnie dużego wrażenia. Znacznie ciekawszy był sam przejazd do niej kolejka linowa… Odwiedzin tego miejsca za czas stracony jednakże nie uważam… Na parterze wieży znajduje sie bowiem muzeum trików wzrokowych. Koniecznie trzeba sie tam wybrać z co najmniej jedną osobą towarzyszącą… ktoś musi w końcu robić zdjęci i wygłupiać pomiędzy ścianami i konstrukcjami.

Drugim miejscem, które trochę mnie rozczarowało okazało się być Muzeum Narodowe. Miejsce mianowane jednym z najbardziej reprezentatywnych i znajdujących sie w czołówce największych muzeów świata nie miało angielskich wyjaśnień w praktycznie całej części poświęconej sztuce koreańskiej. Rozczarowana tym spostrzeżeniem opuściłam to piętro po przejściu zaledwie połowy wystawy. Reszta na szczęście bogata była w wyjaśnienia i opisy danego rodzaju i momentu w sztuce. Miałam okazje tam zobaczyć zarówno chińską kaligrafię, japońskie mangi, jak i ogromne posagi Buddy lub części świątyń indyjskich. Przeważająca część zbiorów z całej Azji to dzieła ceramiki (wykonana została nawet porcelanowa poduszka!).

Zwiedzenie najważniejszych atrakcji zajęło mi 2 dni… po ok 11 godzin na dzień. Dnia 3 leczyłam zakwasy w trakcie podróży autobusem do Busanu.

Uliczna sprzedaż warzyw

Busan

Dotarcie do miejsca odjazdu autobusów w Seulu byłoby niczym mission impossible, gdyby nie cudownie miły starszy (!) pan, który pokierował mnie do samego miejsca odjazdu mojego autobusu. Samego biletu bym z resztą również nie kupiła bez znajomości j. koreańskiego lub przyjaciela – Koreańczyka. Rezerwacja na tą trasę odbywała się za pomocą karty kredytowej (co juz mnie wykluczyło) wyłącznie poprzez koreańsko – językową stronę. (Jak sie później okazało w Busanie, z pomocą jedynego pracownika mówiącego trochę po ang., gotówką mogłam kupić bilet do Seulu, ale nie na lotnisko Incheon, co miałam w pierwotnych planach). Sam autobus natomiast był na prawdę luksusowy. Wielkie siedzenia i ogromna przestrzeń na nogi (nawet tak długie jak moje :p) pozwalały na spokojny wypoczynek w trakcie jazdy. Autobus robił jeden przystanek na trasie, a do miejsca dotarł nawet grubo przed planowanym czasem.

Resztę tego dnia spędziłam dalej kurując zakwasy w największym na świecie centrum handlowym Shinseage. Kilka godzin obserwacji niedzielnych zakupów dało mi pewien socjologiczny zarys społeczeństwa koreańskiego spędzającego tak nieliczny wolny czas z rodziną… w galerii handlowej. To było jednym z bardziej szokujących spostrzeżeń podczas całego mojego pobytu w Korei Południowej.

Busan poza sezonem wydaje sie być spokojnym miejscem… w którym nawet informacja turystyczna jest nieczynna, a poziom języka angielskiego pracowników restauracji, czy…. dworca autobusowego może trochę przerazić.

Najbardziej osławiona plaża Heaunde była aktualnie w trakcie prac nawożenia nowego piasku, ale nawet wyjące maszyny nie przeszkodziły możliwości nacieszenia sie szumem fal i wspaniałymi widokami… szczególnie kiedy poszło się do pobliskiego parku z pozostałościami historycznej architektury. Tam także, w malej restauracji miałam okazje zjeść najlepszy makaron w zupie z owocami morza. Do osławionej malej restauracji tworzyły się kolejki ludzi niecierpliwie czekających na zwolnienie miejsca.

Plaża Heaungde Busan

Przy samej plaży znajduje się również akwarium polecane turystom…. I tutaj także oprócz kilku słów, bardziej od j. angielskiego przydały sie gesty. Bilet całkiem drogi (24000 won) zapewnił mi dostęp do 4 atrakcji (oprócz zwiedzania samych zwierząt oczywiście). Najbardziej spektakularne było karmienie rekinów przez dwóch nurków, jakie można było oglądać w specjalnie przygotowanej do tego widowni. Show muzyczny ze “śliczną akwarystka-nurkiem” był dla mnie przede wszystkim niezrozumiały, więc zbyt dużo zabawy z tego nie miałam. Za to karmienie fok i fretek azjatyckich okazało sie przezabawne.

Zwiedzenie całości, wraz z wszystkimi atrakcjami zajęło mi ok 2 godzin, choć spodziewałam się zdecydowanie dłuższego czasu po tak wychwalanym miejscu. Resztę dnia spędziłam na cudownym zażywaniu kąpieli słonecznej i ostatnim kubku kawy w Korei (będąc przy okazji po raz kolejny sfotografowana przez Koreankę siedzącą w pobliżu).

Gdy wyjeżdżałam z Busanu padało po raz pierwszy od czasu przylotu do Korei… przestało dopiero w Seulu, kiedy wysiadałam po kilku godzinnej jeździe. Plącząca pogoda spotęgowała emocjonalne pożegnania z przyjaciółmi i całym krajem – moja pierwsza azjatycka podroż dobiegła końca. Na długo pozostanie w mej pamięci niesamowita serdeczność ludzi oraz wszechobecna muzyka (stacje metra, ogłaszanie najważniejszych przystanków, niektóre restauracje)…

Konkluzje

Centrum Seulu obfituje w wędrujących policjantów dając poczucie bezpieczeństwa. W innych dzielnicach, oraz w Busanie także mijało mnie sporo pieszych i samochodowych patroli. Gdyby jeszcze więcej ludzi mówiło po angielsku, powiedziałabym, że to raj dla turystów zarówno tych lubujących się w historii i muzeach, jak i tych szukających nowoczesnych wrażeń lub wypoczynku na cudnych plażach.

Metro to bardzo komfortowy i szybki do nauczenia sie środek transportu. Tablice zarówno w środku pociągów, jak i na stacjach oznaczone są czytelnie i zawierają nie tylko koreańskie, ale i angielskie nazwy. Ponadto najczęściej wydawany jest komunikat o nazwie stacji w j. koreańskim i angielskim (a przy ważniejszych stancjach także japońskim i chińskim). Jedynym minusem są maszyny do doładowań karty T-money (służącej za bilet na wszystkie rodzaje komunikacji miejskiej w kraju), w których wersja j. angielskiego nie działała.

Korea – kraj, w którym w sposób szczególny styka sie tradycja z nowoczesnością jest ciekawym i intrygującym miejscem dla odważnych samotnych podróżników (z wykluczeniem tych znających j. koreański)…

Autor: Katarzyna Zaborowska