Czy trzeba przekonywać kogokolwiek, że na Maurach cudnie jest? Chyba nie?! Dowodem na to, może być fakt, iż w 2011 roku ten region Polski brał udział w światowym konkursie organizowanym przez szwajcarską fundację New7Wonders na siedem Nowych Cudów Natury. Promocja przebiegała pod hasłem „Mazury cud natury”. Pomimo, iż Mazury nie zwyciężyły sam udział w konkursie to wielki sukces regionu, jak i całej Polski. Do plebiscytu zgłoszono 440 miejsc z całego świata, a do finału weszło ich zaledwie 28. Nasz „zawodnik” znalazł się w pierwszej czternastce. By dokładnie poznać urodę Pojezierza Mazurskiego potrzeba pewnie tygodni, ale w jeden weekend też można doświadczyć uroku tego miejsca. Gdzie wtedy warto się wybrać? Polecam Augustów i jego okolice. Samo miasto i leżące w jego pobliżu małe wioski kryją piękne krajobrazy, wiele ciekawych atrakcji i zabytków architektonicznych, które tylko czekają na przybyszy spragnionych kontaktu z naturą i liczących na miły wypoczynek. Co warto zobaczyć w tym regionie? Przedstawiam moją propozycję na spędzenie trzech dni na Mazurach.
PIĄTEK
W dniu przyjazdu, zawsze we znaki daje nam się podróż, tym bardziej gdy przebyć musieliśmy kilkaset kilometrów by dotrzeć do celu. Dlatego też proponuję by w ten dzień zapoznać się z okolicą, w której się zatrzymaliśmy. Ja za bazę wypadową i miejsce noclegu wybrałam Augustów i od razu po rozpakowaniu bagażu wyruszyłam poznać Wenecję Północy, jak w dwudziestoleciu międzywojennym zwykło się nazywać to miasto.
Augustów zachwyca przede wszystkim swym malowniczym położeniem pośród licznych jezior i lasów Puszczy Augustowskiej. Czas możemy tu spędzić zarówno aktywnie jak i zrelaksować się w trakcie spacerów podczas, których poznamy historię miasta. Dla tych osób, które szukają miejsca na aktywny wypoczynek i kochają sporty wodne miasto przygotowało wiele atrakcji. Czekają na nas wypożyczalnie sprzętu wodnego, gdzie możemy skorzystać z rowerów wodnych, kajaków, skuterów, żaglówek i motorówek. Do dyspozycji mamy również profesjonalny wyciąg dla narciarzy wodnych na jeziorze Necko, którego długość wynosi – uwaga – 740m! Wszystko to gwarantuje niezapomniane wrażenia, emocje na wysokim poziomie i dużą dawkę adrenaliny. Gdy jesteśmy nieco mniej odważni lub spędzamy rodzinne wakacje wspólnie z dziećmi możemy zaczerpnąć przyjemności z turystycznych rejsów pasażerskich np. katamaranem lub stylizowanymi, drewnianymi gondolami, które to wycieczki organizowane są na wodach Augustowa. Tego typu wyprawy realizowane są na niewątpliwie jednej z największych wizytówek Augustowa jaką jest Kanał Augustowski – zabytek budownictwa hydrologicznego, którego początki sięgają XIX wieku.
Kanał Augustowski
By poznać historię tego szlaku wodnego liczącego 101 km długości i zobaczyć zabytkowe śluzy warto skorzystać z Żeglugi Augustowskiej podróżując statkiem pasażerskim na jednej z wielu przygotowanych tras. Podczas rejsu prócz tego, ze dowiemy się dlaczego i w jakim celu wybudowano kanał będziemy cieszyć się pięknymi widokami otaczającej nas przyrody. Bilety na rejs warto jednak zarezerwować wcześniej ponieważ w sezonie turystycznym atrakcja ta cieszy się dużym zainteresowaniem. Gdy jednak będziemy mieć chwilę polecam spacer pięknie oświetloną i odrestaurowaną promenadą ciągnącą się nad rzeką Nettą, będącą miejscem częstych spacerów mieszkańców Augustowa. Wzdłuż trasy spacerowej znajdują się zadbane ławeczki z zadaszeniem i aleje wierzb, których gałązki łagodnie opadają do rzeki. Atutem promenady jest także to, że dostosowano ją do ruchu rowerowego.
Spacerując wzdłuż rzeki dojdziemy do równie atrakcyjnych bulwarów, skąd tylko kroki dzielą nas od Mostu na Śluzie Augustowskiej, przy którym znajduje się Pomnik poległych mieszkańców Ziemi Augustowskiej. Augustów cenią sobie wyjątkowo nie tylko wielbiciele sportów wodnych. Miłośnicy historii i zabytków także znajdą coś dla siebie mimo, iż wskutek wojen i pożarów miasto straciło wiele budynków. Najstarszym z nich jest kamienica z 1800 roku, w której nocował sam cesarz Napoleon I. Inne miejsca, które warto odwiedzić to wybudowany w stylu romańskim Kościół Najświętszego Serca Jezusowego, zrekonstruowany dworek gen. Ignacego Prądzyńskiego z 1829 roku, oraz zespół budynków dawnej poczty z początku XIX wieku. Miejscem wartym odwiedzenia jest także Muzeum Historii Kanału Augustowskiego, oraz Muzeum Ziemi Augustowskiej, w której urządzono wystawę sprzętu związanego z rybołówstwem, rolnictwem i miejscowym rękodziełem. Po pełnym wrażeń dniu powinniśmy odwiedzić urokliwy Rynek Zygmunta Augusta, gdzie do czasów II wojny światowej odbywały się liczne jarmarki i targi. Dziś miejsce to w sezonie turystycznym tętni życiem i stanowi centrum spotkań mieszkańców miasta i turystów. Możemy tu miło spędzić czas w klimatycznych restauracjach, barach i kawiarnianych ogródkach. Miejscu temu, urody dodają odrestaurowane kamienice, fontanna, klomby z barwnymi kwiatami oraz znajdująca się w centrum skweru kolumna Zygmunta II Augusta upamiętniająca nadanie miastu praw miejskich.
SOBOTA
Zapowiada się kolejny słoneczny dzień. Wychodzę na taras przed domkiem na obrzeżach Augustowa, a tu na trawniku sympatyczny gość – wiewiórka. Nic dziwnego, że mały „rudzielec” czuje się tutaj tak swobodnie. Dookoła żadnych ludzi i domostw, tylko nieograniczona przestrzeń i przyroda. Na pierwszym soczysto zielone łąki, w oddali widać pasące się krowy i słychać rżenie koni. W tle niewielkie jezioro. Zamyślam się na chwilę – nie zamierzam się dziś nigdzie spieszyć. W końcu jest sobota, a ja jestem na Mazurach.
Jednak jako prawdziwy wędrowiec i niestrudzony turysta nie znoszę długiego lenistwa w podróży, planuję więc na ten dzień wycieczkę objazdową po najbliższej okolicy. Przed wyjazdem zrobiłam dla siebie i moich towarzyszy górę kanapek i ruszyliśmy w drogę. Kierunek Suwalski Park Krajobrazowy. My zwiedzając poruszaliśmy się autem, ale jeśli mamy taką możliwość fajną opcją jest zabranie do samochodu rowerów i poznanie Parku na dwóch kółkach. Pierwszym miejscem, przy którym warto się zatrzymać w Suwalskim Parku Krajobrazowym jest Góra Cisowa, która swą nazwę zawdzięcza najprawdopodobniej od rosnącego kiedyś na jej szczycie potężnego cisa. Pod względem geologicznym, wzniesienie o wysokości 256 m n.p.m. jest moreną czołową o dość regularnym kształcie. Podejście jest bardzo przyjemne, a miejsce to stanowi doskonały punkt widokowy, skąd rozpościera się niesamowita panorama na łąki, torfowiska, jeziora i pobliskie wzniesienia tworzące w ten sposób niepowtarzalny krajobraz, który przywodzi na myśl pierwsze strofy „Pana Tadeusza”.
Widok rozpościerający się z Góry Cisowej
Ścieżka prowadząca na Górę Cisową
Gdy nasyciliśmy się panoramą Parku ruszyliśmy dalej drogą gruntową w kierunku niewielkiej wioski Wodziłki. Dojazd nie należał do najłatwiejszych, ale było warto. Wioska ta założona została już w 1788 roku przez Rosjan, którzy nie godząc się na reformy przeprowadzane w XVII wieku zostali zmuszeni do opuszczenia swojego kraju. Zwani staroobrzędowcami wraz ze swoją religią, kulturą i obyczajami przenieśli do nas kawałek starej Rosji. Atrakcją Wodziłek jest wzniesiona w 1863 roku molenna, której wyposażenie jest dość skromne – kilka ikon, starych ksiąg i krzyży. Wioska sprawia wrażenie opuszczonej. Dziś Wodziłki zamieszkują cztery rodziny, stoi tam kilka drewnianych domków, zabudowania gospodarcze i parowe łaźnie, w których zaznać można kąpieli w drewnianej bani. Jeśli ktoś szuka miejsca, w którym czas jakby dawno się zatrzymał polecam odwiedzić to miejsce.
Molenna staroobrzędowców w Wodziłkach
Suwalski Park Krajobrazowy charakteryzuje się młodym krajobrazem polodowcowym o wyjątkowym nagromadzeniu różnorodnych form terenu. Podążając w kierunku naszego kolejnego celu jakim było Jezioro Hańcza natrafiamy na łąkę pokrytą setkami, a nawet tysiącami głazów o różnej wielkości. To prawdziwy raj dla geologów i geomorfologów. Mowa bowiem o Głazowisku Bachanowo nad Czarną Hańczą, które tworzą głazy o obwodach od 0,5 do 8 m w liczbie ponad 10 tysięcy. Skąd taka ich ilość w jednym miejscu? Zostały one przytransportowane na tereny Polski północno-zachodniej przez lodowiec Skandynawski. Po krótkiej zabawie kto znajdzie większy „kamień” i zrobieniu kilku zdjęć ruszamy w kierunku najgłębszego jeziora w Polsce.
Krajobraz Suwalskiego Parku Krajobrazowego
Ktoś może powiedzieć – ot zwykłe jezioro, nic specjalnego. Myślę jednak, że być na Mazurach i nie pojechać nad Jezioro Hańcza, to jak być w Zakopanym i nie wejść na Giewont. Jest to nie tylko najgłębsze jezioro w Polsce (108,5m), ale także na całym Niżu Środkowoeuropejskim. Strome i wysokie brzegi akwenu pokryte są głazami i urozmaicone małymi zatokami, a bardzo czysta woda upodabnia je do jezior skandynawskich. W tych okolicznościach przyrody postanowiliśmy rozłożyć koc i zrobić mały piknik.
I gdy wydaję mi się, że nic więcej mi do szczęścia nie potrzeba, dowiaduję się z przewodnika, że 30 km na północ od miejsca, w którym się właśnie zajadamy, mogę przeżyć coś jedynego w swoim rodzaju i być naraz w trzech państwach jednocześnie. Jak to możliwe? Zapraszam do miejsca zwanego „Trójstykiem granic” koło Wisztyńca. Spotykają się tutaj granice trzech państw: Polski od południa, zaś Litwy i Rosji od północy. W punkcie styku granic stoi masywny granitowy monolit, na którym umieszczono złote godła każdego z państw, wokół natomiast zaznaczono czerwonymi liniami przebieg granic państwowych. Granicę polsko-litewską możemy przekraczać swobodnie w każdym miejscu, jednak gdy przyjdzie nam do głowy przedostanie się przez granicę polsko-rosyjską lub litewsko-rosyjską miejmy się na baczności. Tuż obok umieszczono tablicę, gdzie czerwonymi literami napisano „Wejście na terytorium Rosji jest zabronione. Bądź uważny, nie przekraczaj nielegalnie granicy!”.
Następny, a zarazem ostatni cel dzisiejszej wycieczki to wiadukty kolejowe położone w pobliżu wsi Stańczyki, leżące w obrębie Puszczy Romnickiej. Droga, która do nich prowadzi zwraca szczególną uwagę. Jest to malownicza aleja jarząbów szwedzkich posadzona na początku XX wieku, której urok został wykorzystany na planie polskiego filmu „Dlaczego nie!”. Mosty w Stańczykach robią naprawdę duże wrażenie i są niewątpliwie jedną z największych atrakcji tego regionu. Swoim wyglądem nawiązują do słynnych rzymskich akweduktów stąd nazywane są „Akweduktami Północy”. Fasady tego cudu techniki zdobione są ażurowymi balustradami oraz rzeźbionymi „balkonami” umieszczonymi na każdym z filarów. Warto dodać, że obecnie mosty te są własnością prywatną i za wejście na obiekt pobierana jest niewielka opłata (2 zł dzieci, dorośli 4 zł). Jednak widać, że pieniądze te są dobrze spożytkowane. Jeden z mostów przeszedł już gruntowny remont.
Wiadukty kolejowe w miejscowości Stańczyki
Wydawać się może, że jednego dnia nie jesteśmy w stanie dotrzeć do tylu miejsc. Spokojnie, wszystkie te atrakcje są oddalone od siebie w promieniu 10-20km. Oczywiście nie trzeba być w każdym, które ja odwiedziłam. Można wybrać te, które dla nas wydają się być najbardziej atrakcyjne i warte odwiedzenia. Do Augustowa docieramy późnym wieczorem. Wszystko dlatego, że nieopatrznie po drodze wstąpiliśmy na kolację do gospody, w której serwowano przepyszne regionalne potrawy. Polecam serdecznie zupę z ryb i raków z dodatkiem ziół i brzozowej kory. Niesamowity smak.
NIEDZIELA
Tymczasem ostatni dzień pobytu na Pojezierzu Mazurskim, a ponieważ przed nami droga powrotna postanowiliśmy trochę odpocząć tym bardziej, że zaplanowaliśmy postój w pewnym uroczym miejscu „na trasie”. Źródłem relaksu i odprężenia będzie dla nas pobyt na miejskiej plaży w Augustowie zlokalizowanej poza centrum miasta. Plaża znajduje się nad malowniczym Jeziorem Necko, gdzie do dyspozycji mamy, co ważne dla rodziców z dziećmi – strzeżone kąpielisko. My skorzystaliśmy ze sprzętu wodnego oraz boiska do siatkówki plażowej. Na kulinarnych smakoszy czekają przyjemne małe restauracje, które kuszą zapachem potraw kuchni regionalnej oraz świeżych ryb.
Pora ruszyć w drogę! Polecam by planując trasę powrotną wyruszyć nieco wcześniej i pokierować nią tak by wstąpić do Nowogrodu oddalonego o około 15 km od Łomży. Znajduje się tam bowiem przepięknie położony na skarpie skansen kultury kurpiowskiej, skąd rozciąga się niesamowity widok na rzekę Narew.
Skansen prezentuje tradycyjne budownictwo i życie ludności kurpiowskiej. Znajdują się tutaj zabytkowe drewniane budynki takie jak: wiatrak, młyn wodny, kuźnia i domy mieszkalne oraz obiekty tzw. małej architektury, a w śród nich kapliczki, bramy i studnie. Najstarsze obiekty mają ponad 200 lat i utrzymane są w bardzo dobrym stanie. Dużym walorem tego miejsca jest fakt, że większość budynków możemy również zwiedzić od środka, gdzie prezentowane jest ich tradycyjne wyposażenie. Kiedy my dotarliśmy do skansenu, niestety wszystkie pomieszczenia były już zamknięte, ale i tak zdecydowaliśmy się na spacer pośród starych chat. Nie było wówczas nikogo, co dodatkowo pozwalało odczuć klimat tego miejsca. By w pełni jednak przenieść się i poznać smak tamtej kultury warto odwiedzić karczmę na terenie skansenu, gdzie skosztować możemy regionalnych potraw, w tym piwa kozicowego – lekko sfermentowanego napoju z owoców jałowca oraz słynnej babki ziemniaczanej. Po krótkiej, ale jakże intensywnej w smaki i doznania wizycie w skansenie ruszamy do domu.
Niektórzy mogą marudzić, że Mazury w sezonie turystycznym są zadeptane, inni – że komercyjne. Ja jestem nimi oczarowana. Jest tu mnóstwo miejsc, które wciąż kryją przed nami wiele tajemnic, a spędzenie chociażby kilku dni w tym urokliwym miejscu sprawia, że nabieramy sił i „wiatru w żagle”.
Mazury… serdecznie polecam!
Tekst i zdjęcia: Joanna Żarnowska