Opowieści o Rzymie można snuć w nieskończoność – zwłaszcza, jeśli na rok zamienia się on w „nasze” miasto a mimo to wciąż skrywa przed nami tajemnice i miejsca, które tylko czekają, żebyśmy to właśnie my je odkryli.
Najlepszym sposobem podróżowania po Rzymie są własne nogi (metro jeździ szybko, ale pod ziemią), bo wszystkie ważne miejsca są w ich zasięgu. Oczywiście dla chętnych wrażeń są wypożyczalnie rowerów i skuterów, ale na podróże tymi środkami lokomocji naprawdę trzeba mieć nerwy ze stali. Jazda samochodem po rzymskich ulicach, to przedmiot chyba największej ilości anegdot, żartów i żarcików o Włochach. Rzeczywiście, ich sposób poruszania się po drogach jest dosyć, co tu dużo mówić, niespotykany. Przede wszystkim, ulice są bardzo szerokie, prawie zawsze, dwupasmowe. Pas oddalony od osi jezdni jest z założenia przeznaczony do parkowania. To dobra wiadomość dla tych, którzy nie lubią, kiedy kierowcy parkując zajmują cały chodnik. I to wszystkie dobre wiadomości dla pieszych, ponieważ w momencie wejścia na przejście zaczyna się walka o przetrwanie. Oczywiście, jeśli uda nam się wejść na przejście, ponieważ bardzo często parkują na nim samochody. Podczas przechodzenia, zwłaszcza na skrzyżowaniu, należy uważać na wszędobylskie skuterki, których kierowcy są przekonani, że „zdążą” i slalomem wymijają pieszych. Jednak, mimo wszystko, polecam spacery po Rzymie, ponieważ tylko wtedy uda nam się zobaczyć, wszystko, czego nie zobaczymy z tramwaju, autobusu, a zwłaszcza metra. Poza tym, podczas przechadzki dużo łatwiej o „kontrolowane zgubienie się” (zboczenie z wytyczonej drogi i łatwy na nią powrót, ponieważ mamy mapę). Jedyne, o co musimy zadbać po wybraniu tej formy zwiedzania, to wygodne buty, prowiant, butelka wody mineralnej. Warto zauważyć, że woda dostępna ze studzienek miejskich jest zdatna do picia, ponieważ pochodzi z gór i płynie do stolicy antycznymi akweduktami. Ujścia wody pitnej zwyczajowo nazywane są nosami.
Gdybym grała w grę „Skojarzenia” i ktoś powiedziałby „Rzym”, bez wahania odparłabym: Koloseum, pizza. Koloseum – tak, pizza… Też, ale nie do końca. Wróćmy więc do Koloseum. Nie zamierzam Ci, drogi Czytelniku, wmawiać, że Koloseum „zachwyca, skoro nie zachwyca”, jednakże jednego nie można mu odmówić – monumentalności. Ogromna, okrągła bryła, która góruje nad ulicami ma w sobie delikatność koronki poprzez arkadową konstrukcję. Na tle błękitnego nieba, które w Rzymie jest niemal codziennie, wygląda, jakby ktoś przez przypadek ją położył, tylko na chwilę, by znaleźć jej bardziej odpowiednie miejsce. A jednak stoi przez 1934 lata.
Koloseum jest doskonałą bazą wypadową, ponieważ któregokolwiek kierunku nie obierzemy – trafimy na coś ciekawego. (W Rzymie najlepsze jest to, że każdy, dosłownie KAŻDY, znajdzie tam coś dla siebie.) Polecam jednak wspiąć się po schodach i dotrzeć do bazyliki świętego Piotra w okowach. Tam znajduje się dostojny, rogaty Mojżesz autorstwa Michała Anioła, znany zapewne z książek do plastyki. W rzeczywistości robi naprawdę ogromne wrażenie. Już sam fakt, że można oglądać dzieło wybitnego rzeźbiarza w kościele, jakby nie patrzeć, miejscu publicznym wprawia w lekkie drżenie z podniecenia. (Zagorzałych przeciwników form kultu uprzedzam, że w Rzymie kościoły to miejsca, które naprawdę warto odwiedzić, jeśli chce się podziwiać sztukę.) Po chwili kontemplacji, schodzimy uliczką Cavour w stronę Fori Imperiali, czyli Forów Cesarzy, choć przyznam, że włoskie nazwy brzmią nieco bardziej majestatycznie i zdecydowanie bardziej oddają charakter miejsc, o których mówią. Zatem idziemy Fori Imperiali, mijamy podobizny cesarzy, ale jest coś, co zdecydowanie odciąga nasz wzrok od tych antycznych budowli. Mowa o „torcie” lub też „maszynie do pisania”, choć zdecydowanie wolę poprawną nazwę, czyli pomnik Wiktora Emanuela II lub, jak kto woli, Ołtarz Ojczyzny. Nazwy kolokwialne nie zostały wymyślone przez kreatywnych turystów a przez Rzymian, którzy bardzo nie lubią tej marmurowej pamiątki. Dlaczego? Nie wiadomo. Ani to pozostałość po Mussolinim, ani sztuka socrealistyczna… Można wyjechać windą na plac widokowy, za pomnikiem jest galeria sztuki, a od 1921 roku także Grób Nieznanego Żołnierza. Czego chcieć więcej?
Idziemy w stronę via del Corso, która zawsze jest zatłoczona bądź samochodami, bądź turystami z przeróżnymi pakunkami, siatkami, pamiątkami. Mamy teraz następujące możliwości: idziemy Corso do końca i docieramy do Villi Borghese albo też odwiedzamy Panteon, Fontannę di Trevi. Zdecydowanie warte uwagi są lodziarnie przy Pizza Navona.
Jeśli wybraliśmy pierwszą opcję i naszym celem jest Villa Borghese, także po drodze nie ominą nas ciekawe miejsca. Kiedy uda nam się przebrnąć przez żądne zakupów tłumy turystów i wejdziemy na spokojniejszą część ulicy, miniemy Ara Pacis (Pola Marsowe), gdzie obecnie znajduje się muzeum, a w nim fragment zabudowań całego kompleksu. Może nie brzmi to zbyt zachęcająco, ale warto zauważyć, że nie zostało nic więcej z Pól Marsowych, na których mieściły się świątynie, teatry. Ten obszar pełnił rolę centrum kultury i kultu. Kawałek dalej, dosłownie kilka kroków za muzeum, znajduje się Mauzoleum Augusta. Niestety jest zamknięte dla turystów z powodu prac renowacyjnych. Ale znów, podobnie jak w przypadku Koloseum, tak ważne niegdyś miejsce, zostało wkomponowane w zabudowania miasta. Na końcu naszej drogi znajduje się Piazza del Popolo z egipskim obeliskiem z Heliopolis wzniesionym za czasów Ramzesa II, sprowadzonym przez Oktawiana Augusta (przeniesionym z Circus Maximus). Dalej schodami do góry i znajdujemy się w zupełnie innym świecie. Cisza, dookoła zieleń, biegacze… Teraz można albo sięgnąć do plecaka, wyjąć przygotowane kanapki i zrobić piknik, oczywiście po zrobieniu paru zdjęć pięknej panoramy Rzymu, albo udać się do Galerii i Muzeum Borghese. Cały kompleks jest naprawdę ogromny i z pewnością można tam spędzić większość dnia. Jeśli jednak zdecydujemy się wracać, warto wybrać małą uliczkę Viale della Trinità dei Monti (miniemy willę Medyceuszy) i zejść słynnymi schodami, które zwykliśmy nazywać hiszpańskim, od Piazza di Spagna.
W rzeczywistości są one hiszpańskie tylko dla Polaków, bo nikt inny nie używa tego określenia. Jeśli uda nam się znaleźć wolne miejsce, dobrze zrobić sobie zdjęcie, bo to doprawdy miejsce kultowe.
Natomiast, jeśli wybór padł na opcję drugą, to czeka nas nie mniej atrakcji! Z Corso polecam najpierw skręcić w prawo i zobaczyć Fontannę di Trevi, bo po lewej stronie jest znacznie więcej do obejrzenia. Legenda głosi, że jeśli wrzuci się do fontanny monetę, to wróci się w dane miejsce. Osobiście uważam, że lepiej tę monetę schować do kieszeni albo świnki skarbonki i po prostu odkładać na następny bilet w ciekawe miejsce. Fontanna autorstwa Berniniego, który niestety nie dożył jej budowy, to dzieło doprawdy niezwykłe. Jej forma przypomina fasadę budynku; wbudowana jest w tylną ścianę Palazzo Poli. Postacią centralną jest Neptun, u jego stóp z wody wynurzają się dwa trytony, które dosiadają hipokampów. Jeden z nich jest spokojny, drugi narowisty – symbolizują dwa odmienne stany morza: sztorm i spokojne wody.
Przecinamy Corso i dochodzimy do Panteonu wybudowanego na polecenie Marka Agrypy w 27 p.n.e.. W roku 80 budowla spłonęła i na jej miejscu postawiono (120-125 p.n.e.) nową, tym razem z cegły, która stoi do dziś. Jest to najstarszy kościół katolicki w Rzymie, ale zanim stał się świątynią katolicką, był miejscem kultu wszystkich rzymskich bogów. Niesamowite wrażenie robi oculus o średnicy 9 metrów, który jest jedynym źródłem światła w świątyni. Panteon to niemal wzór proporcjonalności. Średnica przykrytej kopułą rotundy jest równa jej wysokości i wynosi 43,2 metra, zaś promień jest równy wysokości ścian i wynosi 21,6. Miejsce spoczynku znaleźli tu Wiktor Emanuel II, Humbert I oraz Rafael Santi. Stąd już tylko kawałek do Piazza Navona, Fontanny Czterech Rzek i przepysznych lodów.
Droga powrotna prowadzi nas przez Corso Vittorio Emanuele. Zatrzymujemy się przy szesnastowiecznym kościele Il Gesu, który wyprzedził epokę i był zapowiedzią baroku w architekturze. Inspirowało się nim liczne grono projektantów barokowych kościołów, także w Polsce (m.in. krakowski kościół pw. świętych Piotra i Pawła). Następnie Viale Teatro di Marcello (mijamy muzeum na Kapitolu) i dalej Viale Petroselli dochodzimy do Circus Maximus, niegdyś największego toru wyścigów rydwanów, z którego nie został kamień na kamieniu. Trwają prace odkrywkowe i, miejmy nadzieję, wkrótce będziemy mogli oglądać choćby pozostałości po tej perełce ówczesnej architektury. Dalej Viale di s. Gregorio w stronę Koloseum. Po lewej mijamy Palatyn (jedno z siedmiu wzgórz, na których według legendy został założony Rzym) i tu ważna informacja: wejście na Palatyn jest darmowe. Nasz dzień kończymy przy stacji metra B „Coloseo”.
Jeśli jednak kogoś absolutnie nie interesują zabytki kultury antycznej, bo skończył liceum klasyczne i zdecydowanie ciągnie go w inną stronę, polecam muzea. W takiej sytuacji, dobrze jest się zorientować, jakie są wystawy czasowe, bo naprawdę może się trafić kilka niepowtarzalnych okazji. Obecnie trwa wystawa Modiglianiego i artystów mu współczesnych, natomiast 20. marca rozpocznie się wystawa prac Fridy Khalo. Niestety nie odwiedziłam jeszcze wszystkich muzeów, ale wydaje mi się, że chociaż zajrzałam do tych ważniejszych. Muzeum na Kapitolu z Markiem Aureliuszem gargantuicznych rozmiarów oraz ścianą etruskiej świątyni robi naprawdę ogromne wrażenie (muzeum obejmuje dwa budynki), podobnie jak Termy Dioklecjana (tu z kolei trzy budynki i bilet dwudniowy) ze zbiorami z każdej części Imperium. Doprawdy, Rzymianie umieli czerpać z przyrody i zastanego świata pełnymi garściami.
Jednakże najciekawsze są Muzea Watykańskie i na nie radzę poświęcić cały dzień, zabrać ze sobą kanapki i wodę. Prawdę powiedziawszy, słysząc nazwę Muzea Watykańskie, byłam przekonana, że będzie tam przeważała sztuka sakralna, na czele z kielichami i ornatami, butami papieży i tym podobnymi. Po wizycie wiem, że jest to moje ulubione muzeum i, gdyby nie było tam cały czas tłumów, na pewno byłabym jego stałym bywalcem. Jest to miejsce, w którym możemy obcować z, zaryzykuję to stwierdzenie, niemal każdą formą sztuki: malarstwo, rzeźba, architektura wnętrz, kowalstwo, sztuka starożytnego Egiptu, starożytnej Grecji, Grupa Laokoona, sztuka etruska… Rafael Santi, Caravaggio… Zdecydowanym powodem do chwały jest obraz Matejki przedstawiający zwycięstwo Jana III Sobieskiego pod Wiedniem. Myślę, że samo pisanie o Muzeach Watykańskich zajęłoby cały artykuł.
Na terenie Villi Borghese, w Villi Poniatowski (znów polski akcent, których jest naprawdę sporo), znajduje się muzeum Etrusków, w którym, niestety nie wolno robić zdjęć. Chyba najbardziej znanym eksponatem z tego muzeum, jest terakotowy sarkofag pary małżeńskiej, wykopany w Cerveteri. Był roztrzaskany na tysiące kawałków, a obecnie, dzięki żmudnej pracy archeologów, możemy go oglądać jako całość. Warto nadmienić, że Etruskowie byli ludem zamieszkującym tereny dzisiejszego Lacjum i zostali pokonani przez Rzymian. Wśród eksponatów znajdują się przeróżne dary wotywne, zbroje, elementy kultu, naczynia oraz przedmioty codziennego użytku.
Tym, którzy zdecydowali się wybrać muzea, polecam rozważenie kupna Roma Pass. Jest to bilet wstępu, który umożliwia nam jazdę wszystkimi środkami komunikacji miejskiej przez trzy dni (bilet tygodniowy kosztuje 24 €), a także wstęp do dwóch pierwszych muzeów za darmo, a do kolejnych po cenach zniżkowych. Jest to doskonała opcja dla osób, po 26. roku życia lub studentów, których nie obowiązują już zniżki. Koszt Roma Pass to 34 €.
Osobom zmęczonym gwarem miasta polecam wycieczkę na Via Appia Antica (najlepiej w niedzielę, ponieważ wtedy jest ona zamknięta dla ruchu samochodowego), najstarszej rzymskiej drogi. W latach świetności miała cztery metry szerokości, co zapewniało swobodne wymijanie się wozów, a także ubitą ziemię, odpowiednik dzisiejszego chodnika, dla pieszych. Przy Błotach Pontyjskich dostępna była także alternatywna forma podróżowania – mianowicie można było przeprawić się przez nie łodzią. Wzdłuż drogi znajdują się, zamieszkane do tej pory, wille, a także starożytne nagrobki (Rzymianom nie wolno było chować zmarłych na terenie miasta) i katakumby (św. Kaliksta i św. Sebastiana).
Opisałam tylko kilka miejsc, które można odwiedzić, z tysiąca dostępnych. Na kilku stronach nie sposób opisać magii, którą rozsiewa wokół siebie Rzym. Tutaj wszystko ma swój klimat, swój czas i swoje miejsce. Mimo chaosu i rozgardiaszu, pewne miejsca nadają Rzymowi ład i porządek. Wszak to miasto Audrey Hepburn, Anity Ekberg… A przede wszystkim Słodkiego życia.
Ceny biletów do muzeów, o których pisałam:
- Koloseum: 15,5 €
- Muzeum na Kapitolu: 13 €
- Muzeum Narodowe – Termy Dioklecjana: 10 € bilet normalny, 6 € ulgowy
- Muzeum Etrusków: 8 € bilet normalny, 4 € ulgowy
- Muzeum Ara Pacis: 8,5 € bilet normalny, 6,5 € ulgowy
- Muzea Watykańskie: 12 € bilet normalny, 8 € ulgowy
Podczas pisania artykułu korzystałam z przewodnika Baedeker, wydanie I, 2007, Wydawnictwo Pascal/MAIRDUMONT, Ostfildern.
Autor tekstu: Natalia Wojdyła